Cisza przed burzą zawsze jest piękna.
- Teraz idziemy do Lexie. -powiedziała Johanna.
- Po co chcecie tam iść? - zapytał Logan.
- Musimy jej podziękować. Ostatnio wylała nas z roboty.. - powiedziałam
- Okey, idę z wami. - powiedział.
Gdy doszliśmy na miejsce, ukryliśmy się w pobliskich krzakach. Nexus wyciągnął swoją maszynę z plecaka. Ja i Logan wzięliśmy kamienie do rąk. Nexus włączył maszynę i poraził nim płot pani Lexie. W ciągu sekundy płot zaczął się topić. Johanna pobiegła do gospodarstwa i wypuściła wszystkie zwierzęta. A my obrzuciliśmy jej dom kamieniami. Gdy wszystko zaczęło się palić i gospodarstwo wyglądało jak ruina, uciekliśmy.
Zatrzymaliśmy się jak wryci, koło miejsca gdzie pobiliśmy Huga stała policja. Dudley, który zobaczył nas wskazał palcem policji.
- Niedobrze. - jęknął Nexus.
- Zwiewamy. - szepnęłam i złapałam Logana za rękę.
Puściliśmy się pędem miedzy małe gospodarstwa i domki.
- Gdzie teraz? - spytał Logan.
- Nie wiem. - szepnęłam zdenerwowana.
Nagle na przeciwko nas pojawiła się policja.
- Stać bo strzelam.! - krzyknął jeden z policjantów.
Logan mocniej ścisnął moją dłoń. Spojrzałam na niego, był bardzo wystraszony. Spojrzałam mu w oczy, dopiero teraz zauważyłam, że są pięknego zielonego koloru. Czterech policjantów podeszło do nas i zakuło w kajdanki.
- No już ruszać się !! - wrzasnął mi do ucha stary, gruby, łysy cap.
Wprowadzili nas do policyjnego powozu. Siedzieliśmy z tyłu jak sardynki w puszce.
- Dokąd jedziemy.? - zapytała zachrypniętym głosem Johanna.
- Do stolicy dzieci, przywitacie się ze swoimi nazwiskami na czerwonej liście. - odpowiedział policjant szczerząc czarne zęby.
Nie, tylko nie czerwona lista! To lista osób które mają największe szanse trafić do labiryntu.
- My go nie zabiliśmy, przecież oddychał ! - wrzasnął Nexus.
- Oddychał gdy go tam zostawialiście - powiedział jeden z policjantów - potem doszło do krwotoku wewnętrznego.
Dalej siedzieliśmy już cicho.
Nie wiem ile dokładnie jechaliśmy, jednak było już ciemno, a powóz jechał wolno. Chciało mi się spać więc oparłam się głową o ramie Logana. Spojrzałam na niego, miał szkliste oczy. Próbował się uśmiechnąć.
***
- Dojechaliśmy. - szepnął Logan.
- Ile spałam? - zapytałam.
- Cztery godziny. - odpowiedział.
Policjant wprowadził nas do wielkiego budynku.
- Dokąd nas zabierasz? - wychrypiała Johanna.
- Do celi. - odpowiedział i otworzył więzienną kratę. Odpiął nasze kajdanki i wrzucił nas do środka. Uderzyłam żebrami o betonową podłogę. Johanna krzyknęła po czym osunęła się na podłogę obok Nexusa. Logan powoli do mnie podszedł i niepewnie przytulił. W pierwszej chwili chciałam go odepchnąć, lecz nie zrobiłam tego. Czułam szybkie bicie jego serca i niespokojny oddech. Po chwili odeszłam i oparłam się o ścianę. Próbowałam wmawiać sobie, że wszystko będzie dobrze, ciekawe ile osób jest na czerwonej liście..
Nagle do celi wszedł wysoki policjant.
- Idziemy na przesłuchanie. - poinformował nas. Posłuchaliśmy i poszliśmy za nim. Spojrzałam na Johannę, wyglądała jakby chciała kogoś zabić.
Policjant otworzył drzwi i kazał nam wejść do środka, gdzie czekało na nas już dwóch mężczyzn w garniturach.
- Siadajcie. - powiedział jeden z nich i wskazał cztery krzesła.
Usiedliśmy i popatrzeliśmy na siebie.
- Więc wiecie o co jesteście oskarżeni, prawda ?
- Tak. - rzekła Johanna. - za zniszczenie cudzej własności i nieumyślne, podkreślam nieumyślne spowodowanie śmierci.
- Czyli, przyznajecie się do winy ? - zapytał.
Pokiwaliśmy głowami.
- To ja go zabiłem. - powiedział z przerażeniem w oczach Logan.
- Nie, ty nas broniłeś. - powiedziałam.
- To i tak nie ważne, wszyscy go zostawiliście i napadliście na dom pani Lexie. - powiedział i złożył papiery na biurko.
- Zostajecie wpisani na czerwoną listę. - mruknął.
- Możemy chociaż wiedzieć czy kto jeszcze jest na niej? - zapytałam.
- Naturalnie - powiedział - jesteście na niej wy i jeszcze dwie osoby. Jest was tak mało z powodu samobójstw reszty skazańców.
- Czyli to pewne. - powiedziała Johanna.
Chyba tak. 20 maja wejdziecie do labiryntu wraz z dwójką nieznajomy.
- Moglibyśmy chociaż pożegnać się z rodzicami? - spytałam cicho.
- Dziś jest dziesiąty. Piętnastego musicie się zgłosić i przygotować, więc jeśli wam na tym zależy zostaniecie przetransportowani do domu.
***
Tym razem lecieliśmy poduszkowcem. We czwórkę siedzieliśmy przy stolikach.
- Wiecie, jak już mam wchodzić do labiryntu, to cieszę się że z takim towarzystwem. - rzekła obojętnie Johanna.
- Rodzice wyrzucą mnie z domu. - mruknął Logan.
- Kim właściwe są twoi rodzice? - zapytałam.
- Są księgowymi Lexie. - mruknął i spuścił głowę.
- Więc czemu poszedłeś z nami? - zapytał Nexus.
- Lubię was. - odpowiedział.
Dalej siedzieliśmy w milczeniu.
***
Zawahałam się czy otworzyć drzwi do domu. W końcu to zrobiłam.
- Max! - krzyknął tata ze łzami w oczach i przytulił mnie. Z trudem przełknęłam ślinę.
- Max. - powiedziałam mama cicho, podchodząc do mnie. - Moje dziecko.
- Max! - krzyknęła Lily wbiegając do kuchni.
Przytuliłam ją. Mała rozpłakałam mi się w ramionach.
- Max, dlaczego to zrobiłaś? - zapytał ojciec.
- Nie miałam wyboru. - odpowiedziałam.
Następne godziny pełne były pytań. W końcu poszłam spać, jednak nie usnęłam. Pomyślałam, że skoro już nigdy tu nie wrócę, muszę odwiedzić jeszcze jedno miejsce. Ubrałam się, wyszłam przez okno i ruszyłam nad staw. Szłam powoli, omijając wszystkie znane mi miejsca. W końcu doszłam nad staw, ale ktoś już tam był.
- Logan, to ty ? - zapytałam.
- Cześć Max. - odpowiedział.
- Czemu tu jesteś? - spytałam.
- A ty ?
- Możesz odpowiedzieć ? - spytałam trochę zdenerwowana.
- No, więc chyba już nigdy nie wrócę do domu. - powiedział.
- Czemu? - zapytałam i usiadłam obok niego.
- Moi rodzice powiedzieli, że już nie mają syna. Powiedzieli, że mnie wydziedziczą.
- Ale to niebyła twoja wina, gdybyś wtedy go nie uderzył on mógłby mnie zabić. - powiedziałam.
- Ale poszedłem z wami do Lexie.
- No tak ale ona jest temu winna, zwolniła nas. - rzekłam.
- Ale nie mnie, rozumiesz ? - powiedział zdenerwowany.
Miałam ochotę go uderzyć.
- Nie musiałeś iść z nami. - mruknęłam.
- Ale poszedłem, i ja zabiłem Huga nie wy, gdyby nie ja to nikt by się na czerwonej liście nie znalazł.
- Bylibyśmy i tak na liście oczekujących, ktoś z nas i tak mógłby tam wejść. - odpowiedziałam.
- No właśnie.... - zaczął ale jego głoś zagłuszył dźwięk helikoptera.
- Nie - szepnęłam - nie dziś.
Dobrze wiedziałam skąd przyleciał i po kogo.
Logan siedział cały blady.
- Czemu teraz.? - zapytał.
- Nie wiem. - odpowiedziała i zauważyłam, że helikopter zaczyna lądować.
Zastanawiałam się co zrobić. Zostać tu? Jeśli już po mnie idą, będą się pytać co robiłam. Co odpowiem, że byłam na spacerze? Będą mieli wątpliwości i z resztą musiała bym zabrać ze sobą Logana. Uciec? Nawet fajny pomysł, ale mogą zrobić coś mojej rodzinie.
- Idziemy do mnie. - powiedziałam.
Wstałam ale Logan ciągle siedział i wpatrywał się w niebo.
- Chodzi. - powiedziałam i złapałam go za rękę.
- Nie. - szepnął i wyszarpnął swoją dłoń.
- Może przylecieli powiedzieć, że ktoś wyszedł z labiryntu. - próbowałam go uspokoić.
- Tak, a po drugiej stronie mieszkają tęczowe kucyki. - rzekł sarkastycznie.
Podeszłam do niego i powiedziałam:
- Nie chcę się przez ciebie wpakować w tarapaty więc lepiej rusz swój leniwy zadek.
Niepewnie wstał i razem ruszyliśmy w stronę mojego domu.
***
- Nie ma ich jeszcze. - powiedziała do Logana.
- Pewnie poszli do Nexusa i Johanny. - powiedział.
- Pewnie tak. - powiedziałam, zastanawiając się co powiem rodzicom gdy zobaczą Logana.
- Dobra, właź przez okno. - powiedziałam.
- Co powiesz rodzicom ? - zapytał.
- Jeszcze nie wiem, wchodź i nie marudź. - Logan posłuchał i wszedł przez okno do mojego pokoju, a ja zaraz za nim.
- Fajny masz pokój. - powiedział rozglądając się dookoła.
- Nie przesadzaj. - powiedziałam patrząc na stare łóżko, komodę i stolik.
- Zostań tu, zaraz przyjdę. - powiedziałam.
Wyszłam z pokoju, kierując się w stronę sypialni lecz w tym samym czasie usłyszałam pukanie do drzwi, głos rodziców i mamę wychodzącą z pokoju.
- Mamo to oni, Logan tu jest, proszę wymyśl coś. - powiedziałam.
- Max, dlaczego nie śpisz i jaki Logan ?
- Wood, później wyjaśnię. - rzekłam i znów usłyszałam pukanie. Tata otworzył drzwi, a ja pobiegłam do mojego pokoju.
- Coś się stało? - zapytał Logan - słyszałem pukanie. Oni tu są?
- Max Meridian! - usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny.
- Idę z tobą - powiedział Logan - i tak będą mnie szukać.
Razem podeszliśmy do drzwi wejściowych.
- Znalazła się i zguba. - rzekł jeden z trzech mężczyzn , a dwoje złapało mnie i Logana.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam.
- To sytuacja wyjątkowa, wyjaśnimy po drodze.
- Zostawcie moją córkę! - wrzasnął tata.
W oddali zobaczyłam rodziców i nagle jeden z mężczyzn wbił mi strzykawkę w rękę. Straciłam przytomność.
Genialne chce więcej :D
OdpowiedzUsuńEkstra ;) kiedy next?
OdpowiedzUsuń