poniedziałek, 19 maja 2014

Kończymy bloga!

Nikt tego nie czyta, więc kończymy. Zresztą pisze tylko jedna osoba, a druga to sprawdza.
Żegnajcie, więc i bon voyage!

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 8

Szliśmy wzdłóż małego strumienia.Ziemia wydawała się czarna,była spowita woalem z  gęstej,białej mgły.Ciemne drzewa były wysokie,gładkie i ponure. Pod nimi rosły drobne, bladoróżowe kwiaty. Było zupełnie cicho,nie licząc szelestów w gałęziach. Na niebie nie było ani jednej chmury,księżyc dawał dużo światła. Nie mogliśmy oderwać wzroku od tego ponurego krajobrazu.Nagle coś syknęło.
Przygotowaliśmy broń, zza drzew wyłoniła się zakapturzona postać.Spojrzałam na resztę. Cokolwiek to było,na pewno nie było człowiekiem.Podszedł do nas i powoli zdejmował kaptur.Cała się spięłam. Nie byłam gotowa na walkę,nie teraz.Postać zdjęła kaptur. Przed nami stał wysoki na dwa metry,dwunożny,szary wilk. Pysk był pokryty bliznami,jedna,najdłuższa ciągnęła się od pyska do oka. Zdawało się,jakby mgła łasiła się do jego stóp. Miał na sobie jakąś szmatę,a w łapie trzymał włócznię zakończoną kłem.
Znowu zasyczał.Złote oczy świeciły się w ciemności. Oglądał nas po kolei,jakby nie mógł wybrać kto jest jego ofiarą. Zatrzymał wzrok na Margaret.
-Co się gapisz,kundlu?-spytała.
Wilk warknął i odsłonił zęby, jego kieł miał około siedem centymetrów.
-Jestem (wstawcie mu tu imię bo nic nie mogę wymyślić xoD),sługa Ciemności.a ty-wskazał na Margaret-pójdziesz ze mną.
Nie wiedziałam o co mu chodzi.po co mu Margaret?
-Śnisz piesku, nigdzie z tobą nie pójdę.-powiedziała pewna siebie.
-Pójdziesz - powiedział i zamknął oczy. Mgła zaczęła go oblegać.Nagle Margaret sama zaczęła iść w jego kierunku.
- Margaret! - wrzasnął Lewis i szybko pobiegł jej na ratunek.
- Lewis! - wrzasnął Nexus. - Idioto zgubisz się.
- Co to za sługa martwych dusz? - zapytała Johanna z niewyraźną miną.
- Nie wiem ale to brzmi dziwnie. - mruknął Nexus. - Jedno jest pewne. Napewno już ich nie zobaczymy.- Idziemy dalej? - zapytałam.
- Jasne. - mruknął Nexus wyciągając swoją maszynę służącą do zaznaczania drogi.Szliśmy dość długo, nikomu nie chciało się spać więc podróżowaliśmy do świtu.W końcu przyszedł czas na odpoczynek. Wszyscy usiedliśmy się na kocach i zjedliśmy jedzenie.Słońce już zdążyło wzejść.
- Nexus, ty naukowcu. Jakie mamy szanse na przeżycie?- zapytała Johanna.
- Z jednej strony małe ,a z drugiej duże. Nie poznaliśmy jeszcze labiryntu. Te trzy potwory to zaledwie garstka tego co może nas spotkać.Jednak jesteśmy silni i możemy stawić temu czoła - powiedział. Lewis i Margaret również wydawali mi się silni. A teraz? Niewiadomo czy żyją.
- Myślicie że dalej są jeszcze gorsze rzeczy? - zapytał Logan.
- Z pewnością - powiedział Nexus -  Niewiadomo co jest po drugiej stronie. Musi to być coś ważnego. Inaczej skąd ta ochrona? Myślę że zadaniem labiryntu jest wykańczanie nas po trochu. Trochę psyhicznie, a trochę fizycznie i tak cały czas aż w końcu się poddamy. Zabijemy się lub coś zrobi to w okropny sposób - dokończył po czym osunął się na koc obok Johanny. - Odpoczniemy a wtedy ruszamy dalej.
Johanna położyła się obok niego i razem usnęli albo świetnie udawali.
- Ech, nawet nie jestem zmęczony - mruknął Logan. Promienie słońca oświetlały jego twarz. Wstałam z koca i powiedziałam:
- No to chodź na spacer, pogadamy. Logan niepewnie wstał. Nie chciałam za bardzo się oddalać.
- Chciałam cię jeszcze o coś zapytać... - zaczęłam ale nagle naprzeciwko nas ustał potwór. Wyglądał jak bardzo przerosniety owczarek niemiecki.Logan i ja dobyliśmy broni. Pies szczeknął trzy razy po czym uciekł.
***
Nadal nie traciliśmy czujności.  Dlaczego nie zaatakował? Wystraszył się nas? Nie. Nie przestraszył się nas. Nagłe niebo zaczęły pokrywać czarne jak smoła chmury. No pięknie, szkoda, że labirynt nie ma funkcji zamykanego na zawołanie dachu. Niebo przeszyła wielka, oślepiająca swoim światłem błyskawica. Jednak nie usłyszeliśmy grzmotu.
- Zmywamy się - mruknęłam. - Musimy obudzić resztę.
Nie oddaliliśmy się daleko, dlatego nie mieliśmy problemu z powrotem.Obudziliśmy naszych przyjaciół. Niebo nadal przeszywały nieme błyskawice.
- Co się dzieje? - zapytał Nexus.
- To się dzieje - powiedziałam  wskazując na niebo.
Nexus i Johanna szybko wstali, wzięli plecaki i zaczeliśmy iść dalej, z nadzieją ucieczki przed burzą. Jednak nie udało się. Z nieba zaczęły lecieć czarne krople, tak duże że można by nimi zapełnić wiadro. 
- Co za... - mruknęła Johanna. To dopiero był początek koszmaru który nas czekał...

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 12

Obudziłam się z silnym bólem głowy. W gardle miałam sucho, a język był jak z drzewna. W brzuchu czułam nieprzyjemne ssanie głodu. Może byłoby lepiej, żebym poczekała jeszcze parę dni i umarła. Ciała Nexusa i Johanny pewnie już się rozkładają lub są w więzieniu mężczyzn bez twarzy. Skarciłam się za to w myślach. Moi przyjaciele są silni. Nie zginęli, jeszcze ich odnajdę. Jeszcze będę na ich weselu. Po tej myśli się uśmiechnęłam. Johanna w długiej, białej sukni i Nexus w garniturze. Razem przed ślubnym kobiercem, obiecają sobie że będą razem, aż śmierć ich nie rozdzieli. Ciekawe czy ja znajdę sobie kogoś takiego. Wyobraziłam sobie siebie z Charlim. Czy nasze dzieci również zamieniałyby się w wilki. Nie. Charlie to tylko zauroczenie. On uważał pocałunek za rozwiązanie wszelkich problemów. A jednak, było w nim coś takiego. Był opiekuńczy, przystojny, dobrze zbudowany. Blizny na jego twarzy dodawały mu męskości. 
- Hej Max - wyrwał mnie z zadumy Charlie. - Mogę usiąść? 
Kiwneła głową. Chłopak usiadł obok mnie i wyciągnął zaostrzony patyk. 
- Chodź, znalazłem ziemię. Napiszesz patykiem w czym problem. 
Wzięłam patyk i razem poszliśmy do kawałka ziemii. ,, Później porozmawiamy, nie martw się " - napisałam.
- Okay
Wyruszyliśmy w dalszą drogę. Charlie w wilczej postaci szedł obok mnie. Po paru godzinach weszliśmy w gęsta mgłę. Przez nią przedzierał się olbrzymi pałac z marmuru. Podeszliśmy do bram, przy których stały dziwne stworzenia. Jedno wyglądało jak duch kobiety. Lśniła jak księżyc. Drugie, wyglądało jak mężczyzna. Lśnił tak samo jak towarzyszka. Kobieta podeszła do mnie i złapała za rękę. Poczułam mrowienie. 
- Powiedz coś - powiedziała głośnym, melodyjnym głosem.
- Ja... - wydałam z siebie ochrypły głos. - mówię.
Uśmiechnęłam się.
- Wodę i jedzenie dostaniesz u naszej pani.
Przepuścili nas przez bramę. W środku było tyle mgły że nic nie widziałam. 
*****************
- Więc przyszłaś - usłyszałam czyjś szept. Po chwili ujrzałam mglisty tron, a na nim kobietę. Wyglądała jak fioletowy duch. Wokół jej szaty migotał srebżysty pył. Twarz miała piękną, srebrne oczy i długie, lśniące jak księżyc włosy. Znałam ją. Tylko gdy ostatnio ją widziałam wyglądała inaczej. Myślałam że nie żyje, a jednak. 
- Margaret - powiedziałam.
- Tak. Teraz jestem władczynią martwych dusz. Królowa Mariella II - podeszła do mnie. - Rzuciłam na was klątwe prawdy. Na tego śmiecia Logana też - wzdrygnęła się. - Pokazał swoje prawdziwe oblicze. Tchórzliwy robak, który chciał cię wykorzystać. Ty jesteś słaba...
- Nie jestem słaba ! - wrzasnęłam oburzona.
- W głębi duszy tak. Charlie jest odważny i możesz mu ufać. Pewnie się już przekonałaś że potrafi całować.
- Ja... co ty wygadujesz? - wtrącił się Charlie.
- Klątwa już nie działa, ale wiem co myślisz. No dalej powiedz jej - syknęła Margaret. Zmieniła się, ale nadal była złośliwa.
- A niby co.... - zaczął zakłopotany Charlie.
- To, że... - Margaret zaczęła mówić z chytrym uśmieszkiem jaki pamiętam. Jednak ja jej przerwałam:
- Już wiem. Nie musicie.
Korciło mnie, żeby się dowiedzieć, ale nie chciałam, żeby Charlie mi coś wyznawał pod przymusem.
- A teraz daj mi w końcu jeść i pić - powiedziałam.
- Ach, tak mam dla was kwatery. Dziś wyprawiamy bal.
*****
Obejrzeliśmy mieszkanie. Było dość duże: salon, dwa pokoje i łazienka. Wszystko było fioletowe i srebrne. Poszłam się umyć. Napuściłam gorącej wody do wanny, rozebrałam się i zanużyłam w wodzie. Dopiero teraz zauważyłam jak wygląda kombinezon. Cały brudny i poszarpany, a podobno był najlepszy jaki istnieje. Gdy woda była już chłodna wyszłam i wytarłam się białym, puszystym ręcznikiem. Założyłam ubrania, które dała mi pokojówka ( biały 
T - shirt, czarne spodnie i srebrna, błyszcząca bluza. ) Wysuszyłam włosy suszarką i wyszłam. Charlie siedział na kanapie. 
- Dłużej się nie dało? - zapytał z uśmiechem. 
- Chyba nie chcesz iść na bal z podbitym okiem? - zaśmiałam się.
- Szczerze, chcesz tam iść? - zapytał podchodząc do mnie.
- Mhm.
- Tylko że ja yyyyy... nie umiem tańczyć - powiedział takim głosem jak Logan kiedy wyznał, że nie potrafii pływać. Zadrżałam na myśl o nim. 
- Ja też nie - powiedziałam, mimo woli głos mi się załamał. 
- Coś się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Nic - odpowiedziałam już pewniej. Uśmiechnął się i powiedział:
- Mutanta nie oszukasz. Mów co ci leży na sercu.
- Przypominasz mi Logana - wypaliłam - niby ci ufam, ale...
- Hej, to ja Charlie. Mutant, który miał cię zabić ale potrafi kochać. Niby czemu mam cię skrzywdzić?
- Kochasz mnie? - zapytałam cicho.
- Gdy cię pierwszy raz spotkałem to... - głos mu się załamał. - Poszłem za ciebie na tortury. Później wielokrotnie cię broniłem. Parę razy cię przytuliłem, raz pocałowałem. Więc jak myślisz Max? 
- Tak?
Nic nie mówiąc pocałował mnie. Był to drugi nasz pocałunek. Chyba już bardziej go kochałam. 
- Tak - odpowiedział, a ja go przytuliłam i powiedziałam : 
- Ja chyba też.
- Chyba? A kiedy będziesz wiedziała czy napewno, bo wiesz trochę głupio, by mi było cię całować - powiedział z uśmiechem. Zaśmiałam się. Nie pamiętam kiedy ostatni raz się tak śmiałam. 
- No to niech ci już nie będzie głupio - powiedziałam i go pocałowałam. - Tak mój mutancie. Kocham cię.
Do drzwii ktoś zapukał. 
- Proszę - powiedziałam odsuwając się od Charliego. Do pokoju weszła Margaret i osiem jej służących.
- Chcę żebycie jakoś wyglądali - powiedziała z pogardą. - Dziś gościmy także władców nocy. Nie chcę aby moi znajomi tak wyglądali - klasnęła w dłonie, a jej służące - duchy wyprowadziły nas z pokoju. Prowadziły nas przez długie korytarze, po jakimś czasie się rozdzieliliśmy. Mnie zaprowadzono w lewo, a Charlie'go w prawo. Nadal mijaliśmy długie, srebrne i fioletowe, błyszczące się jak księżyc korytarze. W końcu weszliśmy do wielkiej, lustrzanej sali. Duchy posadziły mnie na krześle i zaczęły stylizować. Po upływie godziny otworzyły drzwiach do garderoby i zaczęły dopasować suknie. Przymierzyłam chyba z  kilkadziesiąt, aż w końcu się odezwały:
- Ta! - krzyknęły chórkiem. Ich głos brzmiał jak echo.
Miałam na sobie długą, niebieską suknie z falbankami. Stylistki dały mi buty i wręcz wygoniły z pokoju. 
- Ale miło - mruknęłam pod nosem i poszłam korytarzem do pokoju. Wyczułam palcami, że włosy miałam rozpuszczone i pofalowane. Duchy nie dały mi nawet lustra.
Przystałam w miejscu, w którym rozdzieliłam się z Charliem. Usłyszałam kroki z korytarza po prawej stronie. To był on, miał na sobie biało - czarny granitur, ktory był doskonale dopasowany.
- Wyglądasz pięknie - powiedział, a oczy niemal wyszły mu z orbit.
- Ty też - odrzekłam. - Nie masz blizn na twarzy - zauważyłam.
- Naprawdę? - przejechał dłonią po twarzy.
- Tak.
Zaśmiał się cicho.
- Więc teraz nie wyglądam jak mutant ?
- Nie, wygladasz bosko - powiedziałam, a on mnie przytulił.
- Nie możemy tu zostać na zawsze. Zaprowadzę cię na drugą stronę, a później wrócisz do domu.
- A ty? - zapytałam.
- Ja? Nie wiem co ze mną zrobią, ale...
- Nie masz się dla mnie poświęcać. Rozumiesz? - powiedziałam przesyłkając łzy. Nie. Margaret się myliła, nie będę słaba.
- A nawet jeśli gdybym wrócił z tobą? Co, by się ze mną stało. Nie miałbym domu, niczego - przypomniałam sobie jak kiedyś Logan siedział przy stawie i powiedział, że nie może wrócić do domu. Zaczęły mnie szczypać oczy.
- Nie mów tak - powiedziałam jeszcze bardziej się w niego wtulając. - Nie mów jak on - po policzku spłynęła mi łza. On go zabił, mimo wszystko nie zasłużył na rozszarpanie gardła.
- Ilu ludzi zabiłeś? - zapytałam.
- Logana i... dwóch innych - powiedział zawstydzony.
- Jesteś mordercą - powiedziałam.
- Powiedziała dziewczyna, którą wsadzili do labiryntu.
***********************
Weszliśmy do sali balowej. Wszystko otaczała gęsta mgła. Na środku stał wielki stół. Margaret rozmawiała z  mężczyzną w czarnym garniturze był blady i wyglądał jak trup. Jedna ze służących zaprowadziła nas do stołu naprzeciwko Margaret.  
- Dagmarze poznaj moich znajomych - powiedziała pokazując nas mężczyźnie.
- Ludzie? - zapytał.
- Ona tak, ja niezupełnie. Jestem Charlie, może pan kojarzy 10, 34 numer 7?
- Jaka mieszanka? - zapytał wyraźnie zainteresowany.
- Kierunek psowaty, wilk. Mam brata owczarka.
- A ta piękna dama? - spojrzał się na mnie. Czułam, że się rumienie.
- Max Meridan. Wsadzili mnie do Labiryntu.
- Nadal napięta sytuacja u was? - zapytał mierząc mnie wzrokiem. Oczy miał czarne jak noc, zresztą czego można się spodziewać po wladcy nocy.
- No tak - rozejrzałam się dokoła. W sali było wiele Martwych Dusz i Władców  Nocy. Wokół rozbrzmiewała cicha muzyka. Nie wiedziałam skąd pochodzi .
- Jej drużyna przejdzie przez Labirynt na moją cześć - powiedziała Margaret.
- Ilu zostało? - zapytał.
- Ja, Charlie'go spotkałam tutaj - odpowiedziałam.
- Nie pleć głupstw, niedawno dałam broń naukowcowi i jego dziewczynie, więc żyli.
- Nexusowi i Johannie?! Czemu prędzej nie mówiłaś?!
- Nie było potrzeby - mruknęła obojętnie. 
Czułam, że zaraz jej coś zrobię.
- Nie zostajemy na żadnym durnym balu! - wrzasnęłam. - Idę ich szukać.
- W sukni? - zapytała cała trójka.
- Tak, czemu nie.
- Poczekaj do jutra dam ci broń i strój...
- Dawaj broń, a strój możesz sobie wsadzić - warknęłam.
- Jak sobie chcesz - mruknęła. Wokół niej zebrała się mgła. Po chwili opadła, a Margaret trzymała w ręku włócznię elektryczną. Wyszarpałam ją z jej rąk. 
- Widzisz? Nie jestem wcale taka słaba - syknęłam i udałam się w stronę drzwi.
- Poczekaj Max - odezwał się Charlie - idę z tobą.
*****
Położyłam się pod drzewem. Charlie zrobił to samo.

Rozdział 11

- Charlie - krzyknęłam. - Charlie, gdzie jesteś?
Jednak nie usłyszałam odpowiedzi. Poczułam chłodny powiew wiatru. Staw zaczął pokrywać cienki lód. Na trawie, kwiatach i innych roślinach pojawił się szrom. Trzęsłam się z zimna. Po chwili chłód przeniósł się dalej. Odetchnęłam z ulgą.
Próbowałam zawołać Charliego, jednak z moich ust wydobył się cichy pisk. Usiadłam przy stawie i nabrałam wody w ręce. Dziwne, niedawno była pokryta lodem, teraz woda była ciepła. Nie mogłam jej przekłnąć. Jagby coś utknęło mi w gardle i nic nie przepuszczało. Ponownie chciałam przywołać Charliego. Jednak znów się nie udało. Zerwałam źdźbło trawy. Chwilę pożułam i spróbowałam przełknąć. Nie dałam rady. Zrozpaczona osunęłam się na ziemię. Zaczęło swędzieć mnie przedramię. Usłyszałam syk wydobywający się ze stawu.
- Moja pani chce cię spotkać - przestraszona, lecz zaciekawiona podeszłam do wody.  Pokrywała ją srebrna mgiełka.
- Moja pani, władczyni martwych dusz zesłała na ciebie klątwę - kontynuował głos. - Jeśli się z nią spotkasz czar minie. Mapę masz na przedramieniu. Niech twoja dusza pozostanie żywa, lub niech umrze wstępując do naszych szeregów - mgiełka znikła. Co to miało być? Podwinęłam rękaw. Głos nie kłamał, na przedramieniu miałam mapę. Do celu nie było daleko. Może uda nam się tam dojść zanim umrę z pragnienia. Odwróciłam się, w moją stronę biegł Charlie w postaci wilka. Ogon wesoło mu podskakiwał, a z pyska wystawały cztery zające. 
- Dziś się najemy - powiedział z radością. Pomachałam głową.
- Coś się stało? - zapytał. - Wyczuwam twój strach i niepokój.
Ręką wskazałam na gardło i próbowałam coś powiedzieć.
- Nie możesz mówić?
Przytaknęłam głową. Wskazałam na zające, które leżały już przy jego łapach, oraz wodę w stawie, a potem na gardło i pomachałam głową.
- Jeść i pić też? Kotk.... Yyyyy no kto ci to zrobił? - zapytał, mimo że był wilkiem wydawał się speszony. Domyślałam się co chciał powiedzieć. Pokazałam mu mapę na moim przedramieniu. 
- Mamy tam iść?
Przytaknęłam. Charlie zamienił się w człowieka.
- To pomoże?
Znów przytaknęłam. 
- Wydaje się niedaleko, ale czy dojdziemy zanim...
Nie skończył. Dobrze wiedziałm o co mu chodziło. Podszedł do mnie i delikatnie objął. Jego serce biło bardzo szybko. Zastanawiałam się czy to wina jego przypadłości. Chciałam się zapytać, lecz nie mogłam. Dotknęłam dłonią jego piersi. Bicie serca było teraz wyraźniejsze i szybsze. Złapałam jego rękę i przesunęłam, żeby poczuł bicie mojego serca. Było wolniejsze. Przez chwilię patrzył na mnie milcząc. W końcu się odezwał, zdejmując rękę z mojej piersi. 
- Max, nie wiem o co ci chodzi, ale możesz zdjąć rękę z mojej piersi? 
Pośpiesznie zabrałam swoją rękę i pokiwałam głową. 
- Wiesz czuję się nie swojo i to było...dziwne.
Zaczęłam żałować że to zrobiłam. Mógł mnie źle zrozumieć. Co ja właściwie robię. Próbowałam go poderwać, taka była prawda. Zadurzyłam się w Charlim, a znam go od niedawna. Przecież może być jak Logan. Spojrzywszy na mapę zaczęłam iść w kierunku królestwa tego dziwnego głosu. Charlie ruszył za mną.
***
Zaczęło się się ściemniać. Spokojnie mogliśmy odpocząć i zdążyć dojść jutro do celu. Usiadłam na mchu obok dużej sosny. Charlie zrobił to samo. Jednak nie zamienił się w wilka. Jako człowiek odgarniając mi włosy z twarzy powiedział:
- Trochę źle zareagowałem na ten gest - zaczął patrząc mi w oczy, ja jednak odwróciłem głowę. Delikatnie dotknął mojego podbrudka i skierował moją twarz na niego. - Nie możesz nic mówić, może chciałaś mi przekazać jakąś wiadomość, a ja tak zareagowałem. Przepraszam. Wybaczysz mi? - Ja jednak nie dałam mu żadnego znaku. Tylko odwróciłam głowę. - No nie znam się bardzo na dziewczynach, ale... - po tych słowach delikatnie przysunął twarz do mojej. Swoimi wargami dotknął moich i delikatnie pocałował. Zamknęłam oczy. To było nawet przyjemne. Potrafił całować idealnie. Wydawało mi się że trwało to całą wieczność, jednak po chwili przestał. Delikatnie wysunęłam rękę i dotknęłam jego twarzy. Skórę miał gładką i ciepłą. Patrzyłam mu w oczy.
- Więc wszystko dobrze. Już się nie gniewasz? - zapytał. Czyżby pocałował mnie tylko dlatego, żebym w końcu mu wybaczyła. Odepchnęłam go i posłałam gniewne spojrzenie. Wstałam i usiadłam cztery drzewa dalej. Charlie westchnął.
- A jeśli zamienię się w wilka, będę mógł cię przytulić? - zapytał, a ja pokazałam mu palcem wulgarny gest.

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 7

Cień spadł na Margaret. Jednak szybko przebiła go mieczem. Potwór zaczął się stapiać na gorącą  bąblującą masę. Margaret wrzasnęła , Lewis wyjął wodę i oblał ją swoją przyjaciółkę. Masa zniknęła ale. Dziewczyna była cała w bąblach.
Lewis podszedł do niej.
- Nie dotykaj mnie to szczypie! - wrzasnęła. Nexus wyjął jakieś urządzenie.
- Zaraz wytworzę krem przeciw bólowi. - powiedział.
- Byle szybko. - powiedziała.
Po chwili z maszyny Nexusa wyleciała jakaś maź. Podszedł do Margaret i podał jej ją do ręki.
- Nasmaruj się i idziemy. - powiedział.
- Że co? - powiedziała.
- Tak nie ma sensu tu siedzieć skoro z nogami jest wszystko dobrze.
- powiedział a Margaret nasmarowała się kremem. Spojrzałam na Logana i podeszłam do niego.
- Poradzimy sobie. - powiedziałam.
- Ty tak ale ja nie. - powiedział.
- Nawet tak nie mów. - powiedziałam
- Jestem słaby. - powiedział.
- Chodź poszukajmy czegoś na czym przećwiczysz ciosy mieczem. - powiedziałam.
- Dobra możemy iść, jakoś wytrzymam. -  powiedziała Margaret wstając.
- Musimy trzymać się razem. - powiedziała Johanna.


*** 

- Jest drzewo. - powiedziałam do Logana. - Dźgnij je.
- Okay. - powiedział podbiegając do drzewa i przecinając gałęzie.
- No nieźle - skomentowałam i spojrzałam na Johannę. - Może się tu rozbijemy. Chodzimy już od kilku godzin?
- Okej. - odpowiedziała.
Wtedy spojrzałam na Logana:
 - Może teraz zmierzysz się ze mną?
- Yyy... Ale wyłączysz prąd? - zapytał speszony.
- Tak, nie chcę cię upiec.
Miał niepewną minę ale w końcu mnie zaatakował. Walczyliśmy tak chyba z godzinę a potem zawołała nas Johanna żebyśmy coś zjedli.
- Każdy zje dwa herbatniki. - Powiedział Nexus. - Musimy oszczędzać jedzenie.
- Jest jeszcze problem z kocami, wypada jeden na dwie osoby. - powiedziała Johanna.
- Ja podzielę się z Lewisem. - powiedziała Margaret.
- Johanna? - Nexusa spojrzał na nią.
- Okej. - odpowiedziała.
- Max, podzielisz się z Loganem? - zapytała Johanna.
Rzuciłam jej wkurzone spojrzenie, ale zgodziłam się wiedziałam że ona nie toleruje żadnego mężczyzny oprócz Nexusa.
Nie byłam z tego zadowolona ale weszłam pod koc razem z Loganem. On zasnął prawie od razu albo bardzo dobrze udawał. Ja też udałam, że śpię aż końcu na prawdę zasnęłam. 
   Obudziłam się jako pierwsza.Wydawało mi się ,że widziałam jakiegoś dużego psa ale chyba tylko mi się przewidziało.Jednak postanowiłam się upewnić. Wzięłam włucznię i poszłam w stronę gdzie rzekomo był pies. By się nie zgubić prądziłam ziemię.Oniemiałam, kawałek dalej był staw. Podbiegłam zobaczyć czy woda jest słodka. Nabrałam ją w ręce i posmakowałam. Była słodka.Pobiegłam obudzić Johannę i Nexusa. Leżeli wtuleni w siebie.
Szturchnęłam ich.
- Znalazłam wodę. - powiedziałam.
- Słodką ? - zapytał Nexus.
- Tak. - powiedziałam i zauważyłam że Logan się obudził.
- co się stało? - zapytał.
- Znalazłam wodę. - powiedziałam.
- To  dobrze, zaprowadź nas tam.
Razem poszliśmy po wodę.
- Super. - powiedział Nexus i napełnił pojemniki.
- O małże.  - powiedział Logan. - można by je ugotować.
- Że co? - zrobiło mi się niedobrze.
- Można jeść małże, są nawet dobre. - powiedział.
- Ja tam póki jest jedzenie nie będę tego jeść. - mruknęłam Johanna.
- Johanna, nie wybrzydzaj. jedzenie możemy zostawić na później a  teraz zjeść to, bo nie wiadomo co będzie dalej...  - rzekł Logan.
- Fuj, to się je w całości? - zapytała.
- Bez muszli. - powiedział.
- A flaki?


***

Na śniadanie ugotowaliśmy małże. 
- są jadalne, spróbuj !- zachęcał Johannę Logan.
- Okay. - powiedziała i wzięła jedną do buzi. - Nie taka zła. - stwierdziła.
Lewis i Margaret jedli siedząc na swoim kocu. Nexus podszedł do swojego plecaka. Poszłam za nim.
Ze smutną mina otworzył plecak.
- Co się stało? - zapytałam.
- Johanna polubiła Logana. - mruknął. - Teraz z nim rozmawia, a ja już nie mam szans.
- Ale dlaczego? - spytałam zdziwiona. Więc Nexus kochał Johannę, dotąd myślałam że to tylko przyjaźń.
- Zobacz on jest silny i wysoki. A ja? Jestem słaby i niższy od Johanny.
- Wzrost nie ma znaczenia. - powiedziałam.
- A zresztą po co ja się staram. Jesteśmy przyjaciółmi więc niech tak zostanie. - powiedział smutny.
- nie poddawaj się tak prędko !- powiedziała - Spróbuj się do nie bardziej zbliżyć. Może w końcu odwzajemni uczucie .
- Johanna? Ona i odwzajemnianie uczuć. Prędzej mnie zabije. - powiedział.
- Byłeś i jesteś pierwszym chłopakiem którego polubiła na pewno nie potraktuje cię surowo.
- No właśnie, polubiła.- rzekł - -Ale dlatego miałbym jej to powiedzieć.
- Ponieważ nie jest dobrze tłumić w sobie uczucia.
- Nie. Nie powiem jej tego. - powiedział stanowczo.
- Teraz jest najlepszy czas, za chwilę możemy umrzeć.- rzekła.
- Nie chce psuć tych ostatnich chwil  razem.
- Nie popsujesz. - powiedziałam. Muszę odnaleźć pomarańczową ścianę i powiedzieć im o wszystkim. Musi być gdzieś za stawem.
- Idziemy się przejść? - zapytałam. Spojrzałam na Johannę nadal jadła małże.
- Jasne. - odpowiedział. 


***

W końcu doszliśmy do pomarańczowej ściany.
-  Ciekawe Czemu jest pomarańczowa.
- Nie wiem. - odpowiedziałam. Musieliśmy iść dalej. Z jakieś 60 metrów dalej wszystko mu powiedziałam.
- I oni wiedzą to wszystko? - zapytał. - cały czas nas obserwowali? 
- Tak. - rzekłam.
- Logan wie? - zapytał.
- Nie, tylko ty. - powiedziałam. - pamiętaj o duszpasterzach, mogą nas zaatakować.


***

- No wreszcie. - powiedziała Johanna. - Martwiliśmy się. Gdzie byliście?
- Ja się nie martwiłam. - powiedziała Margaret.
- Ale ja i Logan się martwiliśmy. - powiedziała Johanna. - Gdzie byliście? - zapytała.
- Na spacerze. - odpowiedział chłodno. - A wy? Co robiliście?
- Zjedliśmy małże i zaczęliśmy was szukać. - odpowiedziała. - Panie wynalazco i pani wynalazco. - obrzuciła nas złowrogim spojrzeniem i poszła usiąść na koc.
- Znalazła się. - mruknął Nexus, wziął swój plecak i usiadł jak najdalej od Johanny.
- Gdzie byliście? - zapytał Logan.
- Na spacerze, musieliśmy porozmawiać. - odpowiedziałam.


***

Po obiedzie składającym się z małż ruszyliśmy dalej. Johanna  i Nexus dalej nie odzywali się do siebie.
W końcu dotarliśmy do pomarańczowej ściany. Poczekałam aż się oddalimy.
- Logan muszę z tobą porozmawiać. - powiedziałam ściszonym głosem, wiedziałam że z Johanną nie ma co rozmawiać.
- O czym? - zapytał. Wyjaśniłam mu to co wiedziałam o labiryncie.
- Dlaczego o tym nie mówią? - zapytał.
- Nie chcą żebyśmy wiedzieli. 
- Pamiętasz jak ostatnio rozmawialiśmy, nie mówiłaś nikomu - zapytał.
- Nie.
- A wracając do tego drugiego tematu? - zapytał nieśmiało.
- Nienawidzę cię! - wrzasnęła Johanna podbiegając do Nexusa.
- Johanna! - wrzasnęłam, domyśliłam się co się stało. Johanna złapała Nexusa za szyję i przycisnęła go do ściany.
- Johanna nie przesadzaj bo jeszcze udusisz to chuhro. - powiedziała Margaret.
- Johanna, przestań. - powiedziałam podchodząc do nich. - To nie ty.
- Duszostrzępy - wychrypiał Nexus.
- Nie odzywaj się. - warknęła Johanna.
- Nie jesteś sobą. - powiedzłam. - Nexus, jakieś silne wspomnienie.
- Johanna, pamiętasz nasz wspólny wynalazek? - spytał cicho.
- Zamilcz. - powiedziała, zauważyłam łzy w jej oczach. Johanna była silna, ale nie potrafi wyrażać swoich uczuć. Dlatego nie mogła poradzić sobie z Duszostrzępem.
- Pamiętasz każdy dzień spędzony razem? - zapytał cicho.
- Twój czas już się skończył. - powiedziała pustym głosem, który nie należał do niej. Po poliku spłynęła jej łza.
- Johanna, zrozum... - zaczęłam ale dostałam kopniaka w brzuch.
- Johanna, przepraszam ale...To na pewno pomoże. - powiedział po czym ją pocałował. Z jej ciała wyleciał jakiś dym, a ona upadła i straciła przytomność.
Wstałam Z ziemi i podeszłam do nich. Johanna się ocknęła.
- Nexus, przepraszam. - szepnęła po czym go Przytuliła.
- Eeee... Ja też. - powiedział.
- Niby za co? Uratowałeś ją.  - powiedziała Margaret.
- Ja... No, wiesz. - zwrócił się do Johanny.
- Mówiłeś tylko, o naszych wspólnie spędzonych chwilach.
- Później straciłam przytomność. Nie najpierw to coś przejęło mój umysł. Wszystko co później mówiłeś jest pewnie w jego wspomnieniach.
- Czuję się już lepiej - powiedziała. - możemy ruszać ?
- Tak. - powiedział po czy Johanna odeszła.
- Nexus, - zaczęłam. - skoro ją pocałowałeś to bez problemu powiesz jej...
- Nie. - powiedział. - Ta cała sytuacja nas zmieniła. Zacznijmy żyć jak wcześniej. Będziemy przyjaciółmi tak jak zawsze.
-No ale...Ty ją kochasz!więc czemu jej tego nie powiesz?!-spytałam.
- To nie takie łatwe. Jesteśmy przyjaciółmi i wszystko będzie dobrze.
- Rób jak chcesz ale ja uważam że powinieneś jej powiedzieć - odpowiedziałam i podeszłam do Logana, który smętnie szedł za nami. - Ej wszystko dobrze? 
Chłopak spojrzał na mnie z wymuszonym uśmiechem.
- Jasne, wszystko ok.- odpowiedział na moje pytanie, ale jakoś tak smutnie.
- Mów co się stało. - powiedziała.
- Cały czas mam wyrzuty sumienia że to wszystko moja wina.
- Nie, to nie twoja wina. Broniłeś nas.
Nagle usłyszeliśmy dziwny syk. Przygotowaliśmy broń. Oczywiście przepraszamy za błędy i zapraszamy na bloga Kary, za chwilę pojawi się nowy rozdział http://czasemdoskon2334.blogspot.com/ ;3

wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 6

Hej :) zapraszamy do czytania nowego rozdziału. Komentujcie i mówcie co sądzicie ;) 
Kara zaprasza na swojego bloga, niedługo pojawi się pierwszy rozdział :D http://czasemdoskon2334.blogspot.com/


Razem poszliśmy do głównego pokoju. Lewis, Margaret , Nexus i Johanna już tam byli.
- O co chodzi? - zapytałam.
- Nie chcemy marnować czasu. - powiedział John, który był naszym głównym strażnikiem.
- A jaśniej? - zapytała Johanna.
- Dziś zrobimy wam sesję i wywiad.
- Jaką sesję? - zapytałam.
- Zdjęciową. - odpowiedziała grupa ludzi z aparatem.
- Coo?! - zapytała Johanna. - Nie będę robić jakieś głupiej sesji.
- Pech, wybierz sobie partnera. - powiedziała ruda kobieta z aparatem.
- No chyba nie! - krzyknęła.
- Tak, masz do wybory trzech chłopaków. - powiedziała stojąca obok blondynka. - masz jakiś problem?
- Nexus, chodź idziemy porobić sobie focie. - powiedziała drwiąco
- Ja chcę Lewisa. - powiedziała Margaret.
Dotarło do mnie że zostałam tylko ja i Logan
- Yyyy... Chyba tylko ja ci zostałem. - powiedział Logan.
- Dobrze, zapraszam. Wy - wskazała palcem w naszą stronę. - pierwsi.
- Ale dlaczego? - spytałam.
- Tak ładnie razem wyglądacie, cała strefa główna wie o nagraniu. - powiedziała z chytrym uśmieszkiem ruda dziewczyna .
- Co?!? - zapytałam wściekle.
- Potrzebujemy jakiejś sensacji Max. Wy nią jesteście. - powiedziała blondynka.
Bez słowa, cali czerwoni ze wstydu i wściekłości ruszyliśmy za ekipą fotograficzną słysząc za sobą śmiech Lewisa i Margaret.Weszliśmy do studia. Na miejscu był również Whiliam i Jack
Blondynka dała nam stroje do przebrania.
- W takim stroju wejdziecie do labiryntu. - powiedziała.
Kombinezon był nawet w porządku, cały czarny z niebieskimi paskami wzdłuż i zamkiem na plecach. Można było odpinać rękawy. Do tego była jeszcze kurtka z kożuchem.
Wyszłam z przebieralni i zapukałam do Logana.
- Eeee... Logan?
- Co? - zapytał.
- zapiąłbyś mój kombinezon.
- Oczywiście - powiedział. - mi też pomożesz?
Wyszedł i zapiął mój kombinezon.
- Dzięki. - powiedziałam i podeszłam mu pomóc. Gdy zapinałam zamek zauważyłam że ma blizny na plecach. Postanowiłam Zapytać o to później.
- No chodźcie. - usłyszałam głos.
- Idziemy. - powiedziałam.
- Dostaniecie jeszcze broń. - powiedział
Wzięłam moją elektryczną włócznię i  razem ustaliśmy w wyznaczonym miejscu.
- No, co tak stoicie? - zapytała.ruda zołza.
- Logan obejmij ją. - powiedziała blondynka.
Logan spojrzał na mnie speszony.
- No chyba że już wolicie przejść do pocałunku. - powiedziała dziewczyna.
- Nie! - krzyknęłam. - Przytul mnie Logan.
- Ale co? - zapytał Logan.
- Przytul ją! - wrzasnęła ruda.
Logan powoli podszedł i drżącymi rękami przytulił mnie. Szkoda by było gdybym zaczęła wtedy się śmiać. Oczywiście to zrobiłam, Logan przestraszony doskoczył.
- Co ty wyprawiasz?!?!- wrzasnęła zołza.
- Przepraszam. - mruknęłam.
- Chodź tu Logan. - powiedziałam podchodząc do niego. Od śmierci dzieliło nas naprawdę niewiele, dlaczego moje ostatnie dni mają być nudne?
- Logan. - powiedziałam, zatrzymując się dwa metry od niego.
- Aparaty do rąk! - krzyknęłam, teraz czas by zrobić coś głupiego.
Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się w ramiona.
Ekipa od razu zaczęła robić zdjęcia.
Jednak coś poszło nie tak, zaskoczony Logan się przewrócił.
- Max, co ty? - zapytał czerwieniąc się.
- Dajemy im tą satysfakcje? - zapytałam.
- Jaką?
- Pocałuj mnie, to znaczy nie musisz ale przynajmniej nas zapamiętają. - powiedziałam.
- Okay. - powiedział Logan i pocałował mnie.
Ekipa zaczęła bić brawo.
- Wystarczy im? - zapytał.
- Chyba tak. - odpowiedziałam i wstałam.
- Pięknie! - zapiszczała blondynka.


***


- Nareszcie koniec. - powiedziałam Z ulgą. - Te dziewczyny były irytujące.

- Tak. - powiedział Logan, po nas na sesję weszli Nexus z Johanną.
- Idziemy do ciebie czy do mnie? - zapytałam.
- Co?
- No muszę z tobą pogadać. - powiedziałam.
- Do mnie, jest bliżej. - odpowiedział.
Weszliśmy do pokoju Logana i usiedliśmy na dywanie.
- Logan, jak zapinałam ci kombinezon, widziałam blizny na twoich plecach.
- Nie mów o tym nikomu. - powiedział wystraszony.
- Nie powiem ale od czego to?
- Rodzice mnie bili. - powiedział cicho.
- Dlaczego? - zapytałam.
 - Nie chcą mnie. - powiedział a w jego oczach pojawiły się łzy. Podeszłam do niego i przytuliłam go.
- Nikt mnie nie chce. - powiedział.
- Nie mów tak. - powiedziałam i ścisnęłam go mocniej, jego serce biło bardzo szybko.
- Od kiedy to robili? - spytałam.
- Od kiedy pamiętam. - mruknął. - Mówili że jestem kłopotem, że mnie nie chcą.
- Dlaczego nikomu nie powiedziałeś? - zapytałam.
- Bałem się, kiedyś próbowałem się nawet zabić. - powiedział a po jego policzku spłynęła łza.
- Dobrze że ci się nie udało. - powiedziałam.
- Wolałbym nie żyć.
- Nie mów tak! - krzyknęłam.
- Max, zrozum ja nie mam nikogo, rozumiesz nikogo. Ty masz rodzinę i przyjaciół, a ja? Co z tego jak mam kasę skoro nigdy nie dowiedziałem się co to miłość.Nie było dnia żebym nie cierpiał. Gdy...gdy, wtedy było jeszcze gorzej.
- Kiedy?
- Gdy...- przełknął silne  - Kiedy się zakochałem. - powiedział.
Zrozumiałam że chodziło o mnie.
- Przepraszam. - powiedziałam.
- Max, nie przepraszaj mnie, to nie twoja wina. Nie chcę być z tobą tylko dlatego że wreszcie wymusiłem to z siebie a ci zrobiło ale mnie szkoda. Nie kochasz mnie, ja to rozumiem, właściwie nawet nie wiem czy cię kocham bo trudno jest mi nie wytłumaczył co to za uczucie.
- Wytłumaczę ci to kiedyś, w labiryncie będziemy mieli dużo czasu na rozmowy. - powiedziałam.
- Da się wytłumaczyć miłość słowami osobie która nigdy jej nie doświadczyła ? - zapytał.
- Spróbuję.
Dalej siedzieliśmy wtuleni w siebie do póki nie przyszła Johanna i Nexusa. Moja przyjaciółka sama pozwoliła sobie otworzyć drzwi.
- Ouuuuuuu co tu się dzieje. - powiedziała z uśmieszkiem.
Szybko wstaliśmy.
- Hej. - powiedzieliśmy.
- Ta idiotka z aparatem kazała mi pocałować Nexusa ! - Powiedział Johanna.
- Ej, nie przesadzaj całkiem nieźle całuje. - powiedział Nexus.
- Powiedziała że w tym roku wymyśliła taką kampanię reklamową. Tak się z nią kłóciłam że zgodziła się dać więcej kasy naszym rodziną.
I tak go nie pocałowałam. Przytuliłam go jak przyjaciółka przyjaciela.
- Jutro pożegnamy się z normalnym światem. - wtrącił Nexus.
- Super. - mruknęła Johanna. - Ciekawe co tam jest.
- Nie mam pojęcia. - powiedział Nexus.


***


Leżałam w łóżku, o śnie nie było mowy. Nagle ktoś zapukał do pokoju.

- Proszę. - powiedziałam a do pokoju wszedł Whiliam.
- Nie możesz usnąć? - zapytał.
- Nie. - odpowiedziałam.
- Wszystko będzie dobrze, tylko pamiętaj co ci mówiłem. - powiedział i wyciągnął ku mnie popisaną rękę. - Przyjrzyj się.
- Co to? - zapytałam.
- Przeczytaj. - odpowiedział. Zobaczyłam że to plan labiryntu, miałam powiedzieć im co tam się kryje dopiero za wyznaczonym miejscem.
- Mam jeszcze zastrzyk na sen. - powiedział. - Musisz się wyspać.
- Okej. - powiedziałam, poczułam lekkie ukłucie i usnęłam.


***


Rano obudziły mnie syreny. Szybko wstałam. To dziś wejdę do labiryntu. Poszłam do kuchni.

- hej Max. - przywitał mnie Whiliam.
- Cześć. - odpowiedziałam, przy stole siedziała już Margaret z Lewisem a za chwilę doszła reszta.
- Dziś wejdźcie do labiryntu. - powiedział John. - Możliwe że to wy odkryjecie jego tajemnicę. Życzę wam powodzenia.
- Śniadanie przede wszystkim powiedziała trenerka Nexusa.
- Każdy po śniadaniu pójdzie za swoim trenerem.
- Luis może masz jagody? - zwróciła się Johanna do swojego trenera. - Lubię jagody.
Zdusiłam śmiech.
 Jagody? - zapytał Luis.
- Tak chcę zjeść jagody.
- Postaram się ale nic nie obiecuje.
Dalej jedliśmy a Johanna. Się nie odzywała.
- Już się najadłam. - powiedziała Margaret wstając od stołu.
- Ja też. - powiedział Lewis, oboje poszli za swoimi trenerami.
Również wstałam, to samo zrobiła reszta.
- Chodź Max. - powiedział Whiliam a ja poszłam za nim.
- Dokąd idziemy? - zapytałam.
- Musisz się przebrać i wziąć potrzebne rzeczy. - odpowiedział.
Zjechaliśmy windą na dół i weszliśmy do dużego pomieszczenia ze stołem na którym było wszystko co miałam zabrać do labiryntu.
Na stole leżała moja włócznia, ubrania i plecak.
- Idź się przebrać. - powiedział Whiliam.
Jak powiedział tak zrobiłam, założyłam kombinezon, ten sam który miałam na.sesji. Znów nie mogłam zapiąć zamka. Wyszłam żeby poprosić Whiliama o pomoc.
- Pomóc? - zapytał.
- Tak. - powiedziałam.
- Dziwne te kombinezony, trudno samodzielnie je zapiąć. - powiedział.
- Wiem, jakby nie mogliby dać nam  czegoś prostszego.- Wszystko co robią jest dziwne. - powiedział z uśmiechem i zapiął kombinezon.
- Przecież jesteś jednym z nich.
- Tylko przez szantaż. - powiedział.
- Jak to? - zapytałam.
- Jak wrócisz wszystko ci opowiem.
- Nie oszukujmy się. - powiedziałam. - Już nigdy nie wrócę.
- Masz szansę tego dokonać. - powiedział.
- Jak długo moja rodzina będzie otrzymywała pieniądze.
- Do czasu kiedy następne osoby nie wejdą. - powiedział. - Przejdziesz przez to. Pamiętasz o duszostrzępach? Uwielbiają gdy do labiryntu wchodzą bliskie sobie osoby.
- Czyli musimy uważać? - zapytałam.
- Tak, najlepszym sposobem na pozbycie się ich to pobudzenie w osobie , do której wniknęły silnych wspomnień związanych z nami. - powiedział. - Jest jeszcze wiele innych rzeczy które są mi mało znane. Wiem że są jakieś dziwne stworzenia które będą na was polować.
- Mamy je zabijać? - zapytałam.
- To będzie najlepsze wyjście. Prawdopodobnie są to istoty nie myślące.
- Powiedzieć im dopiero za   pomarańczową ścianą ?- zapytałam.
- Tak. - odpowiedział. - W plecaku. Masz jedzenie i wodę. W labiryncie też coś rośnie. Nexus zabiera swoje maszyny więc o nic się nie martw. - powiedział z uśmiechem. Miał rację wynalazki Nexusa przebijają wszystko.
- To chyba wszystko, weź plecak i włócznię idziemy się przygotować.


***


- Gdy wyczytają twoje imię i nazwisko drzwi się otworzą i wyjdziesz. Jesteś piąta. - powiedział. Strach zżerał mnie od środka.

- Lewis Aliens. - usłyszałam czyjś głos.
Za chwilę znów wyczytał imię i nazwisko.
- Logan Wood.
Więc Logan już wyszedł.
- Chyba czas się pożegnać. - powiedziałam.
- Margaret Meriens.
- Życzę ci powodzenia. - powiedział i przytulił mnie.
- Jestem ciekawa co jest po drugiej stronie. - powiedziałam.
- Johanna Spark. - Wyczytał głos.
- Obiecaj że jak wrócisz to mi opowiesz. - powiedział.
- Jeśli się uda to tak. - powiedziałam. - Dziękuję za wszystko.
- Wierzę w Ciebie. - powiedział.
- Max Meridian. - wyczytano mnie. Drzwi się otworzyły i wyszłam. Wszystkie kamery były skierowane na mnie. Labirynt był olbrzymi. Nie było wiadomo jak się tu pojawił. Podeszłam do wyznaczonego miejsca koło Johanny która się uśmiechnęła.
- Dostałam te jagody. - powiedziała.
- Nexus Inventro - Wyczytał głos i po chwili Nexus stał obok mnie.
- Do labiryntu wejdziecie za 90 sekund. Mamy nadzieję że dzięki wam odkryjemy nowy świata. - powiedział prezydent.
- Jak dojdziemy to wyślę wam pocztówkę!!! - wrzasnęła Johanna.
 Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Prezydent życzył nam powodzenia i przeczytał przemowę. Zaczęło się odliczanie.
- 10...9...
- Ale emocje. - powiedziała Johanna.
- 7...6... - Dalej odliczano, spojrzałam na Nexusa, miał swoją skrzynie z wynalazkami.
-3...2...1. Wchodzicie! - usłyszeliśmy. Lewis i Margaret wbiegli pierwsi. Ja, Nexus, Johanna i Logan poszliśmy za nimi. Gdy tylko przekroczyliśmy próg musieliśmy skręcić.
- Gdzie idziemy?.- zapytałam.
- Ja i Lewis chyba nie będziemy za wami chodzić. - powiedziała Margaret odgarniając swoje czarne włosy z bladej teraz. Jej bronią był miecz. Lewis miał oszczep.
- Jak chcecie ale tego pożałujecie.
- Na razie zostajemy z wami - mruknęła.
Nexus podszedł do kamiennej ściany i przyłożył do niej urządzenie.
- Po co to? - spytał Logan.
- Później odnajdziemy drogę. - powiedział.
Nagle na niebie zauważyłam czarną plamę.
- Co to jest?! - wrzasnęła Margaret.



środa, 26 lutego 2014

Rozdział 5

Hej :) Rozdział 5 jest krótki ale następny jest już prawie gotowy :D Miłego czytania komentujcie i oceniajcie :)
PS. Kara pisze jednego bloga http://czasemdoskon2334.blogspot.com/ Zapraszam do czytania i komentowania :)


Gdy się obudziłam byłam w jakimś jasnym pokoju. Byłam w niebie? Nie to nie było niebo. Nagle drzwi otworzyły się i stanął w nich wysoki ciemnowłosy mężczyzna z lekko kręconymi włosami, które wyglądały jak Nexusa tylko ciemniejsze i miej kręcone.

- Widzę że się obudziłaś. - powiedział.
- Jak widać. - Mruknęłam.
- Nazywam się Whiliam , będę twoim trenerem przygotowującym do Labiryntu.
- Ale czemu już nas zabrali? - zapytałam.
- Otrzymaliśmy jakiś sygnał z labiryntu. -powiedział, po czym dodał szeptem.- Oczywiście to kłamstwo ale ty o tym nie wiesz.
- Dlaczego? - spytałam.
- Chcą żeby coś się działo. - powiedział i podszedł do drzwi.
- Chodź chcą żebyś poznała innych

***

Przy okrągłym stole siedziała pięć osób.
- Zapoznaj się z nimi. - powiedział Whiliam  po czym wyszedł kolejnymi drzwiami.
Podeszłam do stołu i usiadłam między Nexusem a Loganem.
- Jestem Max. - powiedziałam.Dziewczyna zdusiła śmiech.
- A ja amanredolinosobonlokestos. - mruknął chłopak.
- Ja jestem Margaret  a to naprawdę jest Lewis. - powiedziała dziewczyna.
- Słyszeliście pewnie o mojej siostrze Amadii, weszła do labiryntu rok temu, ten sygnał na pewno jest od niej. - powiedział, przypominało mi się co mówił mi Whiliam.
- Ona zabiła 13 osób wywaliła mini bombę. -kontynuował.
- Tak a ty ? - Margaret spojrzała na niego.
- Ja zabiłem tylko rodziców. - mruknął.
Johanna spojrzała na mnie z miną mówiąca "Debil ?".

***


Leżałam w łóżku w pokoju który mi przydzielono, gdy nagle ktoś zapukał w drzwi.

- Kto tam? - spytałam.
- Ja. - usłyszałam głos Logana. Czego ten chłopak znowu chce pomyślałam.
- Wejdź. powiedziałam.
Logan wszedł i usiadł na krańcu łóżka.
- Chciałem z tobą porozmawiać. - powiedział patrząc mi w oczy.
- Mów. - Powiedziałam.
- Boisz się? - zapytał.
- Czego. - spytałam.
- Labiryntu. - powiedział.
Chciałam mu powiedzieć to co powiedział mi Whiliam.
Rozejrzałam się czy nie ma kamer, żadnej nie zauważyłam ale nie chciałam ryzykować. Przybliżyłam się do niego, Logan dziwnie się na mnie spojrzał.
- Oni wiedzą co tam jest ale ty nie - szepnęłam mu do ucha.
Na wszelki wypadek gdyby kamery jednak były pocałowałam go w policzek.Logan spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem i pocałował mnie. W pierwszej chwili chciałam go odepchnąć.Ale wtedy mogło być to podejrzane a nie chciałam wykopać Whiliama. Musiałam to przeczekać.
- Max kocham cię. - powiedział. Spojrzałam się na niego ciężko oddychając ciężko.Wstałam z łóżka i szybko pobiegłam do łazienki.Po chwili usłyszałam kroki i zamykanie drzwi. Na pewno wyszedł.Oparłam się o drzwi i odetchnęłam ciężko.

***


Rano poszłam na śniadanie gdy nagle podszedł do mnie Nexus.

- Max, eee.. Ja mam dostęp do kamer. - powiedział speszony.
- Nie. - jęknęłam.
- Czemu mu uciekłaś. - powiedziała Johanna podchodząc do nas.
- A ona skąd o tym wie? - zapytałam.
- Wczoraj siedziałam sobie z Nexusem i patrzyliśmy na rozwój twojego życia towarzyskiego. - odpowiedziała zduszając śmiech.
- Jak ktoś się dowie...  - zaczęłam.
- Lewis i Margaret byli przy monitorach. - powiedział Nexus.
- Nieeeeee. - jęknęłam.
- Dobra chodzimy jeść. - powiedziała Johanna.
Podeszliśmy do stołu nie było przy nim Logana. Zjadłam szybko i poszłam go szukać.
- Patrzcie Julia idzie szukać swojego Romeo. - zaśmiała się Margaret. 
Najpierw poszłam do jego pokoju. Siedział skulony na łóżku. Wyglądał jak zbity pies. Usiadłam koło niego.
- Logan?
-po co przyszłaś?- zapytał trochę gniewnym a trochę smutnym głosem.
- ja chciałam przeprosić. Nie wiem co się ze mną stało. Może po prostu nie byłam gotowa ba takie wyznania.
Nie odzywał się wiec wtuliłam się w niego.
- Zostaw mnie. - powiedział oddychając mnie.
- Po co to zrobiłaś? - zapytał Próbując mnie odepchnąć.
- Co? - zapytała.
- Wczoraj.- Sprowokowałaś mnie, dałaś mi znak. - powiedział
-Nie wiem co we mnie wstąpiło. Bardzo cię lubię Logan, ale na razie zostańmy przyjaciółmi.
- Skoro tylko mnie lubisz po co mnie sprowokowałaś a później odwzajemniłaś pocałunek? - zapytał.
- To nie miało być tak. - powiedziałam.
- Ale jednak...- zaczął ale ja ścisnęłam go mocniej.
- Przestań. - powiedziałam
- Po co znowu to robisz? - zapytał, jak go musiała zaboleć ta fałszywa nadzieja.
- Przepraszam. - szepnęłam..
- Przeprosiny przyjęte.
- Cześć Max. - przywitał mnie Whiliam. - Mówmy sobie po imieniu, dobrze ?
- Tak.
- Nie mówiłaś nikomu o tym co powiedziałem? - zapytał
- Nie. - skłamałam.
- To dobrze, w pokojach są kamery. - powiedział uśmiechając się. - Pewnie już o tym wiesz.
- Wiedziałeś nagrania? - spytałam speszona.
- Tak, biedny chłopak
- Nie tak miało być. - powiedziałam.
- Daj mu szanse.
- przecież pan... To znaczy ty nie znasz go.
- Rozmawiałem z nim. - powiedział . - Mamy miało czasu a muszę cię wiele nauczyć.
- Chyba najważniejsze jest to że nie możesz wszystkim ufać. - powiedział.
- Ale Nexus i Johanna.
- I Logan, im możesz ufać.
- Powiedział. - Ważne są jeszcze duszo strzępy. Wkraczają w nas umysł by skrzywdzić bliskie nam osoby, tym samym nasz również.
- Straszne. - powiedziałam.
- Druga strona ma swoją armię. - powiedział. - Chodź wybrać broń


***

Przeglądałam różne rodzaje broni ale elektryczna, krotka włócznia najbardziej przypadła mi do gustu.
- Możesz ustawiać moc prądu lub wyłączyć go całkowicie. - powiedział Whiliam pokazując mi przyciski. - Spróbuj. - wskazał na
Podeszłam do placu i spojrzałam na manekiny.
- mam je poprądzić?
- Tak, zrób to w dobrym stylu.
Przebiegłam między nimi prądząc je po kolei.
- I o to chodzi. - powiedział Whiliam.

***

- Jaką broń wybrałaś? - spałam Johanne
- Łuk, Nexus go ulepszy. - odpowiedziała
- A ja mam sztylet. - powiedział Nexus.

Poszłam do pokoju Logana. Zapukałam w drzwi.

- Proszę. - usłyszałam jego głos. Otworzyłam drzwi i weszłam.
- Hej. - powiedziałam.
- Część. - powiedział trochę żywszym tonem niż ostatnio.
- Jaką broń wybrałeś.- Miecz, a ty.
- Włócznię elektryczną. - odpowiedziałam. Nastała krępująca cisza.
- Yyy... Max? - zapytał.
- Tak. - powiedziałam.
- Mogę się ciebie o coś spytać? - powiedział, poczułam ucisk w brzuchu.
- Jasne, pytaj.
- Czy ty, no ty kochasz Nexusa? - zapytał a ja myślałam że zaraz się roześmieje.
- Nexus jest dla mnie jak brat, kocham go ale jak brata. - powiedziałam.
- A gdyby on cię kochał i chciałby z tobą być?
- Nexus? Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić, tak jak mówiłam traktuje go jak brata.
Znów nastała krępująca cisza.
- Jutro wchodzimy do labiryntu. - powiedziałam i spojrzałam na Logana, zobaczyłam strach w jego oczach.
- Chciałam ci  powiedzieć że nie zostawię cię samego. - powiedziałam. Logan spojrzał na mnie i  spuścił głowę.
- Nie musisz. - powiedział.
- Ale chcę.
- Mam wrażenie że robisz to tylko z litości.
- Nie, - dotknęłam jego rękę która lekko drgnęła. - robię to bo cię lubię. - powiedziałam patrząc mu w oczy. Nagle zadzwonił dzwonek wzywający do głównego pokoju.
- Czego znowu chcą ? - zapytał.
- Nie wiem. - odpowiedziałam.